wtorek, 28 grudnia 2010

Nepal Kathmandu (2)


Nepalczycy są bardzo przyjaźnie nastawieni zarówno wobec siebie, jak i wobec przybyszów z innych stron świata, okazując im wielki szacunek. Zawdzięczają to między innymi kulturze, w której żyją, a także religii którą wyznają.
Wieczorem rozmawialiśmy z naszym gospodarzem CS o jego rodzinnym kraju, o przewrocie Maoistów, o obaleniu monarchii i utworzeniu federalnej republiki, o nauce dzieci w szkole oraz codziennym życiu mieszkańców tego szczególnego i pięknego kraju. Na kolację, czy raczej obiadokolację poczęstowano nas posiłkiem, jaki spożywają Nepalczycy każdego dnia, tj ryż polany wywarem z soczewicy i ziemniaki w sosie curry. Dostaliśmy po łyżeczce do herbaty, takie bowiem sztućce są przeważnie w użytku gospodarstw domowych. Naturalnie jak większość Azjatów Nepalczycy jedzą rękoma. Herbatę podaje się z kardamonem i kozim mlekiem. Jest taka ostra, że trudno się przyzwyczaić.
Wszyscy są bardzo otwarci i grzeczni, co ciekawsze wszyscy znają angielski, okazuje się że uczą się go od najmłodszych lat. Wieczorem trudno było się umyć, z reguły jeśli jest woda, to nie ma prądu. Woda jest zawsze zimna. Natomiast jeśli zasoby finansowe pozwalają wówczas w domu jest agregat prądotwórczy,
Chociaż w dzień jest bardzo słonecznie i upalnie, to w nocy temperatura spada bardzo, nie ma żadnego ogrzewania w związku z czym śpimy w dresach.
Bardzo polubiliśmy Kathmandu i kiedy je opuszczaliśmy to tylko smutek w sercu i kręcąca się w oku łza. Kiedy żegnaliśmy się z Hem powiedział “mój dom jest waszym drugim domem”. Postanowiłam tam wrócić!

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Nepal 2010 (1)


Listopad 2067 rok, sezon kwiatów w Federalnej Demokratycznej Republice Nepalu – zarezerwowaliśmy loty liniami JetAirways i postanowiliśmy skorzystać z klubu CS.
Po dwunastogodzinnym locie jesteśmy na lotnisu w Kathmandu. Byłam przekonana, że takie niespodzianki kulturowe nie mają miejsca w XXI wieku, a jednak...
Nepal to państwo o powierzchni 140800km2, tj 2,3 raza mniejsze od Polski , które tylko 5 lat później odzyskało niepodległość. Południe kraju to wyżyny i tereny pagórkowate pokryte dżunglą. Przez północną część kraju rozciągają się Himalaje Wysokie z najwyższym szczytem świata - Czomolungmą (Mount Everest) – 8848 m n.p.m., K'angcze'endzonga – 8585 m, Lhoce 8516 m, Makalu 8465 m, Czo Oju 8201m, Dhaulagiri 8172m, Manaslu 8126m, Annapurna 8078m. Przez południe kraju rozciąga się łańcuch gór Śiwalik, którego maksymalne wzniesienie ma 2591m. Dolina Kathmandu jest największą z wielu kotlin kraju, od niej też zaczyna się jego historia.
Tak jak lotnisko w New Delhi razi przepychem, tak lotnsko w Kathmandu jest zupełną jego przeciwnością. Parterowy, niewykończony budynek, wokół bałagan. Skromna sala przylotów, cztery stanowiska i wychodzimy na zewnątrz.
Wśród gwaru i hałasu zdecydowaliśmy się wziąć taksówkę. Naganiacz wcisnął nas do małego maruti razem z plecakami. Podaliśmy kierowcy nr telefonu naszego gospodarza CS. Trasa, którą jechaliśmy to całkowity przekrój życia mieszkańców. Domy niskie, z niedokończoną elewacją lub zniszczoną starą, często bez okien. Ulice – ubite, piaszczyste drogi z wylanym częściowo asfaltem, bez chodników i poboczy, pełne rykszy, rowerów, motorów, pieszych oraz bez przerwy trąbiących samochodów. Biegające boso dzieci o szczerych uśmiechach na twarzy. Spacerujące krowy. Podeschnięta, brudna rzeka Bagmati przepływająca przez miasto. Wzdłóż jej brzegów kremuje się ciała zmarłych (Arya Ghat), a także pali śmieci. Tutaj też można spotkać szałasy, w których zamieszkują ludzie najniższej kasty społecznej – Shudra, żyjący bez prądu i wody, a dla celów gotowania rozpalają ognisko.
W Nepalu występują trzy wyższe kasty społeczne. Dla najbogatszych – Bramani, średnia kasta to Chhatri, a najubożsi – Poyshe. W czasach dzisiejszych mniejszą wagę przykłada się do przestrzegania reguł kastowych, klasy wyższe mogą zawierać związki małżeńskie pomiędzy sobą, wszyscy mogą się kształcić. Jednak w dalszym ciągu nie uznaje się przejścia z najniższej kasty Shudra do wyższej. Prace przy sprzątaniu czy kremacji są jedyne, jakie mogą wykonywać.
Długo czekaliśmy na naszego przyjaciela Hema, obejrzeliśmy reklamy samochodów z hasłem “15,1 km / 1 l benzyny” i rozdaliśmy pół plecaka przywiezionych cukierków dzieciom bawiącym się na ulicy.

piątek, 12 listopada 2010

Izrael (9) Miłego pobytu


Po kilkudniowej włóczędze po Izraelu zmęczone postanowiłyśmy odpocząć nad Morzem Śródziemnym tym razem. Spacerując białą, czystą plażą z wyrzuconymi przed morze kolorowymi muszelkami, cały czas w naszym wyobrażeniu przewijały się kadry z filmu Lody na Patyku. Mnóstwo starych opuszczonych drewnianych budynków po kawiarniach, dyskotekach itp. Fale cudownie rozbijały się o brzeg, wcześniej tworząc bałwany. W głębi kilku młodych ludzi na deskach surfingowych próbowało utrzymać się pionowo na falach, które porywały ich do środka. Wschody i zachody słońca trwające w nieskończoność, mieniące się kolorami. Spokój i cisza tylko szum morza...

Izrael (8) Morze Martwe


Cały czas posuwamy się wzdłóż linii brzegowej Morza Martwego, które wygląda jak gładka, matowa ogromna tafla lodu. Naukowcy twierdzą, że w wyniku wydobycia minerałów i soli oraz powolnego wysuszania woda opada i obecnie podaje się, że położenie Morza Martwego się obniża każdego roku, stąd obecnie leży ono 420m ppm. Nie mniej jednak kąpiel jest tak szczególna, że będąc w pobliżu bezwzględnie trzeba z niej skorzystać. Najpierw wskazane jest przebywanie w oddzielnym zbiorniku, gdzie zasolenie wody wynosi ok 38%, a temperatura – 25oC . Bardzo trudno się jest zamoczyć, a 10 minut wydaje się wiecznością. Następnie smarujemy się naturalnymi błotami. Są one tłuste o bardzo niemiłym zapachu. Czekamy chwilkę, aby wejść do morskiej wody i je spłukać, co okazuje się nie lada problemem, ponieważ zanurzyć się nie można, woda wypiera nasze ciało. Przy włożeniu całego wysiłku udaje nam się odejść bardziej w głąb morza i położyć na wodzie. Można tak leżeć w bardzo wygodnej pozycji i czytać książkę lu gazetę godzinami.
Po wizycie w kibucu wracamy w kierunku Jerozolimy i tam mamy okazję zobaczyć słynne jaskinie Qumran. Widzimy je z bardzo daleka, bowiem znajdują się na 100-metrowym wzniesieniu ok 1 km od Morza Martwego. Qumran - osada z przełomu VIII i VII w p.n.e., zniszczona ok 31 r p.n.e. Przez trzęsienie ziemi, odbudowana i podobnie zniszczona przez najazd Rzymian w roku 68.
Przypadkowo podczas wędrówki pewnego Beduina w roku 1947 natknął się on na jaskinie, w których znalazł bardzo stare manuskrypty złożone w glinianym naczyniu. Historia owych Zwojów z nad Morza Martwego jest dość ciekawa, bowiem pewnego dnia do profesora archeologii na Uniwersytecie Hebrajskim przyszedł ormiański handlarz i zaproponował sprzedaż rękopisów, które były w jego posiadaniu. Profesor Eliezer Sukenik stwierdził ich autentyczność, udał się więc do Betlejem ryzykując życie, były to jakkolwiek czasy bardzo niespokojne, ku odzyskaniu reszty znaleziska. Są to dokumenty pochodzące z II i I w przed Chrystusem spisane po grecku, aramejsku i hebrajsku. Znalezisko zawiera ponad 200 manuskryptów biblijnych i niebiblijnych. Prowadzone badania pozwoliły na zapoznanie się z ówczesną kulturą, wierzeniami i obowiązującymi prawami oraz obrzędami. Na podstawie pism dokonała się rewolucja naukowo-historyczna dotycząca Drugiej Świątyni czy pochodzenia Chrześcijaństwa.

Izrael (7) Masada



Kolejny dzień w Izraelu, więc nie tracąc czasu jedziemy nad Morze Martwe, zobaczyć kibuce, a także skorzystać z kąpieli błotnych i masaży.
Pomimo pory roku wraz z posuwaniem się na wschód w kierunku granicy z Jordanią temperatura wzrastała, powietrze robi się bardziej suche. Jadąc z Jerozolimy korzystamy z drogi prowadzącej do Jerycha, miasta które jeszcze do niedawna uznawane było za najstarsze na świecie.Posuwamy się w kierunku wschodnim górzystej pustyni Judejskiej. Od czasu do czasu mijamy małe zadrzewione tereny wyglądające jak oazy. Są to kibuce, inaczej mówiąc gospodarstwa, gdzie uprawia się rośliny: palmy, kaktusy i inne. Przeważnie w każdym z nich zbudowane są „centra spa” dla turystów, ale Izraelici korzystają z nich bardzo często. Można wykupić pobyt od jednego do kilku dni i wygrzewać się na słońcu, kąpać w mocno zasolonej wodzie z Morza Martwego lub nacierać błotami. Oczywiście serwuje się tam prócz posiłków świetne masaże. Podobno można dzięki takiej kuracji „zgubić” od kilku do kilkudziesięciu lat!
Jedziemy dalej w kierunku granicy z Jordanią, aż w końcu ukazuje nam się wysoki płaskowyż, którego wierzchołek znajduje się na wysokości 400-410m. Biorąc pod uwagę, że znajdujemy się 400 m ppm, to okazuje się, że wierzchołek leży dokładnie z poziomem morza. Ruiny twierdzy są obecnie miejscem kultowym dla Izrelczyków, w tym miejscu odbywają się przysięgi nowych poborowych do służby wojskowej. Można wejść dość stromą ścieżką, my jednak jesteśmy zmuszone skorzystać z kolejki linowej, która do jednego wagonika zabiera kilkadziesiąt osób. Po dłuższej chwili jesteśmy na szczycie, stamtąd dopiero rozciąga się widok, wszystko się zlewa, pustynia jest bardzo jasna, morze również, brak zieleni i jakichkolwiek kolorów to w słońcu jedna wielka kremowa płaszczyzna. Słońce grzeje bezlitośnie, a o jakimkolwiek powiewie wiatru tylko pomarzyć. Forteca powstała ok 40 roku p.n.e. i w 37r p.n.e. króla Herod udoskonalił obronność tego miejsca, przygotował przechowalnie żywności, zbudował mury, zabezpieczył wodę na bardzo długi czas. W 73 r Masada była jedną z ostatnich trzech miejsc, jakie pozostawały niezdobyte przez Rzymian. Oblężenie kierowane przez Flawiusza Sylwę i jego 14000 ludzi nie odniosło żadnego skutku w zdobyciu tego miejsca z dołu. W takiej sytuacji usypali oni skarpę, z której przy użyciu wież oblężniczych próbowali dostać się do środka. Wewnątrz twierdzy przebywali Zeloci ze swoimi rodzinami w liczbie ok 1000 osób. Obrona trwała 100 dni. Kiedy groźba zdobycia przez Rzymian fortecy stała się ogromna postanowiono popełnić zbiorowe samobójstwo, na taki pomysł zgodzili się wszyscy. Wobec tego każdy mężczyzna musiał zabić swoje dzieci i żonę, następnie wybrano 10 najsilniejszych, którzy zabili pozostałych, na końcu wybrano jednego, aby zabił 9 swoich kolegów i ostatecznie popełnił samobójstwo. Kiedy Rzymianie wdarli się do środka zobaczyli tylko setki ciał mężczyzn, kobiet i dzieci. Takie zakończenie dla Flawiusza nie przyniosło zwycięstwa tylko porażkę. Po dzisiejsze czasy każdy mieszkaniec Izraela z wielką dumą opowiada o historii Masady.

Izrael (6) Beduini i Samarytanie


Beduini rozbijają obozy na wysuszonych słońcem gładkich powierzchniach i wiodą życie surowe, bez bieżącej wody i prądu, zamieszkują w namiotach, starych blaszanych garażach i szałasach. Przeważnie nie pracują. Kiedyś były to plemiona koczownicze bądź półkoczownicze krajów arabskich. Zajmowali się hodowlą głównie kóz i wielbłądów. W obecnych czasach niejednokrotnie ich jedynym dochodem są pieniądze otrzymywane od Państwa, znaczna część ludności prowadzi też obsługę turystyczną. Opowiedziano nam o życiu Beduinów, którzy po dziś dzień praktykują wielożeństwo. Najlepsze żony to kobiety, a właściwie młode dziewczęta nieprzekraczające 15 roku życia. Za ładną i młodą wybrankę zapłata może wynosić nawet trzy dromadery i trzy osły, ale za starszą i niezbyt piękną płaci się co najwyżej jednego osła. Każdy mężczyzna ma statystycznie cztery żony i z każdą z nich ok. dziesięcioro dzieci. W rezultacie ma ich tak dużo, że nie pamięta ich imion. Jeśli któreś dziecko idzie rozmawiać z ojcem, najpierw musi się przedstawić: jak ma na imię, która z żon jest jego matką oraz którym jest z kolei dzieckiem. Jednak nie są to obozowiska, tak popularne jak w przeszłości. Rząd buduje domy do zasiedlania na pustyni Nagew, w południowej części kraju, bowiem tryb życia jaki prowadzili przed wiekami, w obecnych czasach jest prawie niemożliwy.
Samarytanie - to potomkowie 10 plemion Izraela zamieszkujących Samarię i pamiętnego Samarytanina, o którym czytamy w Nowym Testamencie. Pochodzenie tego ludu do dziś rodzi wątpliwości, która z czterech wersji: dwóch naukowych, biblijnej czy samarytańskiej jest prawdziwa. Samarytańskie prawo religijne oparte na Torze jest bardziej surowe niż wyznanie żydów ortodoksyjnych. Z całą pewnością najsurowiej dyskryminuje kobiety od wszelkich innych wyznań na świecie. Dzięki rozpowszechnionej opowieści o Dobrym Samarytaninie (Nowy Testament – Ewangelia Łukasza), który pomógł człowiekowi z innej wspólnoty, wbrew zakazom, okazał wrażliwość na cudzą krzywdę i nieszczęście. Ogólnie uważani są jako dobroczyńcy, pełni miłosierdzia i niejednokrotnie stawiani jako wzór do naśladowania. Zagrody Samarytan żyjących w Izraelu są dość skromne i proste. Ta, którą widziałyśmy wyglądała zupełnie jak mały dworek z początku XX stulecia.

Izrael (5) Jerozolima Ściana Płaczu


Murem Zachodnim, czy też Ścianą Płaczu nazwano pozostałość po murze otaczającej wybudowaną w 19 r p.n.e. przez króla Heroda drugą Świątynię . Kiedy stanęłyśmy na schodach vis a vis do tego czczonego miejsca, aż dech nam zaparło. Widok jest nadzwyczajny. Plac, o którym przewodniki podają, że jest ogromny – wcale nie jest wielki. Do budowy „muru” wykorzystano bloczki układane równo bez spoin wiążących, co w czasach dzisiejszych pozwala na wciśnięcie tysięcy małych karteczek z modlitwami, a także z marzeniami i prośbami, które mają spełnić się w przyszłości. Lewa strona jest odgrodzona płotem od prawej, dostępnej tylko dla kobiet. To niewiarygodne i trudne do uwierzenia, ale kiedy zbliżyłyśmy się wzdłuż całej ściany stoją kobiety w różnym wieku płacząc głośno i roniąc łzy, często opierają się ręką o mur. Żydzi przychodzą do tego miejsca opłakiwać zniszczenie Jerozolimy w 70r przez Rzymian – miejsca świętego dla ich religii. Część muru, która po zburzeniu świątyni stała się świętym miejscem, bowiem jak twierdzą Żydzi do dziś jest w tym miejscu obecność Boga. Izraelczycy w 1948 kolejny raz utracili kolejny raz dostęp do tego miejsca, pozostawało ono na terytorium Jordanii, jednak w efekcie sześciodniowej wojny w 1967r odzyskali Jerozolimę, która do dnia dzisiejszego administrowana jest przez rząd izraelski.
Idąc w kierunku Wzgórza Świątynnego w części wschodniej doszłyśmy do Meczetu Al-Aksa i Kopuły na Skale, zbudowanej w VII w, kiedy to muzułmanie przejęli Jerozolimę. Meczet Al-Aksa został rozbudowany z chrześcijańskiej bazyliki. Do meczetu nie udało nam się wejść właśnie został zamknięty, ponieważ trwały przygotowania do modlitw. Kopuła na Skale jest bardzo okazała. Wszystkie ściany pokryte są mozaiką ceramiczną, z bardzo drobnych elementów ułożone zostały frazy z Księgi Koranu oczywiście w języku arabskim, więc nie udało się nam rozczytać. Całość jest w odcieniach koloru niebieskiego, kopuła natomiast jest „złota” i wcale nie wydaje się być tak ogromna z bliska, jaką oglądamy patrząc na panoramę Jerozolimy. Kopuła wznosi się nad skałą, na której wg Biblii Abraham składał Bogu ofiarę ze swego syna. Natomiast wg Koranu to właśnie w tym miejscu nastąpiło wniebowstąpienie Mahometa, zgodnie z islamską tradycją przyleciał on z Mekki do Jerozolimy na skrzydlatym koniu i z tego krotnie, gdzie spotyka Najświętszą Marię Pannę, gdzie Szymon Cyrenejczyk pomaga mu nieść krzyż, gdzie Weronika ocierała twarz Chrystusa, Gdzie on sam pocieszał płaczące niewiasty. To właśnie stacje Drogi Krzyżowej, naznaczone w taki sposób, aby przy nich przystanąć. Nie są bardzo widoczne, nikną w tłumie przechodniów, rozłożonych kramików i miejsc bazarowych. Obecnie bowiem znajdują się niemalże w centrum, za życia Jezusa część była poza miastem. Przystając przy nich popadamy w chwile zadumy.
Jerozolima jest miastem, które charakteryzuje wiele ciekawych miejsc i ładna architektura, nie mniej jednak dla wielu ulic był to czas remontu i wyglądały jak rozkopane tory tramwajowe w Polsce w latach 70-tych i 80-tych. Drogi wokół Jerozolimy strzeżone są przez wojsko tak jak wszystkie miejsca. Wykrywacze metali stoją w drzwiach sklepów, dworców, centrów handlowych. Wszystkie dostępne miejsca dla zwiedzających również pilnowane są przez wojsko. W pociągu, autobusie, w każdym miejscu natykamy się na uzbrojone żołnierzy. Pomimo tego czułyśmy się bardzo bezpiecznie. Izraelczycy są bardzo grzeczni i gościnni. Nastawieni pozytywnie do życia.

Izrael (4) Jerozolima


Pierwsze dwie noce spędziłyśmy z dwojgiem gospodarzy z CS, w ich mieszkaniu w jednej z dzielnic miasta. Mieszkanie było bardzo przytulne, ale pomimo dość wysokich temperatur na zewnątrz, było zimno. Przyczyną prawdopodobnie jest architektura budownictwa, która skierowana jest na osłony przeciwsłoneczne wszelkiego rodzaju, bowiem trudno byłoby spędzać czas w mieszkaniach, kiedy temperatury nie spadają poniżej 30o C.... w cieniu.Postanowiłyśmy wybrać się do Jerozolimy, z pewnością każdy przybysz kieruje się zawsze najpierw właśnie tam. Poszukałyśmy lokalnego autobusu, kupiłyśmy bilet ok 8 szekli i w drogę. Przejazd z Tel Awiwu do Jerozolimy jest bardzo osobliwy. Droga , z której można podziwiać obozy Beduinów oraz miejsce zamieszkania Samarytan. Jerozolima położona jest na Wzgórzach Jerozolimskich we wschodniej części Izraela. Jest jednocześnie największym miastem kraju. Od jej wschodniej granicy rozciąga się Pustynia Judejska, aż do Morza Martwego. Z uwagi na fakt, że jest miastem o bardzo znaczącej historii trzech wyznań, ponieważ to tutaj Abraham złożył w ofierze Izaaka, Dawid zwyciężył Goliata, a Salomon wybudował świątynię. Właśnie w tym mieście Jezus wraz z apostołami spożył Ostatnią Wieczerzę, a jego wąskie ulice były świadkiem drogi krzyżowej. W zbudowanej później Bazylice Grobu Świętego znajduje się jego grób. Natomiast nazwa Jerozolima z tłumaczenia hebrajskiego to Miasto Pokoju – wbrew wszystkiemu tak właśnie tam nie jest. To co interesuje najbardziej – to Stare Miasto – miejsce tysięcy pielgrzymek, zwiedzane przez turystów. Otoczone murem cztery dzielnice: żydowska, ormiańska, chrześcijańska i muzułmańska są tak zwarte, że spacerując trudno się zorientować, gdzie kończy się jedna, a zaczyna druga. Labirynt uliczek powoduje trudności w odnajdowaniu miejsc szczególnych: ściany płaczu, kolejnych stacji drogi krzyżowej. Wejść można do starej części Jerozolimy przez kilka bram: Damasceńską, Heroda, Św Szczepana, Gnojną, Syjońską, Nową. My weszłyśmy przez tę ostatnią, a wyszłyśmy przez bramę Jafy. Niepowtarzalny urok wąskich uliczek i małych kawiarenek okazał się przyjemny dla oczu i duszy. Jednak po krótkiej chwili znalazłyśmy się w centrum części muzułmańskiej. Pełno tam straganów i straganików, małych sklepików, do których wejście często wydaje się za wąskie. Wyroby pamiątkarskie, wszelkiego rodzaju odzież, starocie okurzone, oglądane przez przechodniów. Można znaleźć sklepy z przyprawami, których niezliczona ilość rozstawiona w workach przekracza wyobraźnię. W jednym z takich przybytków zapytałam grzecznie czy mogę zrobić zdjęcie, w odpowiedzi usłyszałam to sklep, nie galeria. Pewnie powinnam coś kupić wówczas zdjęcie nie stanowiłoby problemu. Panowie odziani w różne kolorowe nakrycia głowy są tak nachalni, że trzeba być ostrożnym. Chodniki rozciągające się na szerokość całej ulicy rzadko są płaskie, najczęściej idą w górę lub w dół jak schody, są tak wąskie, że często nie mają nawet metra. Trudno mijać przechodniów idących w przeciwną stronę. W pewnej chwili podeszła do nas pani i łamaną polszczyzną zapytała „Wiecie panie jak dojść do Ściany Zachodniej, bo my z mężem błądzimy już ponad godzinę?” - Nie wiedziałyśmy jak tam trafić, ale zaproponowałyśmy, aby poszli z nami to poszukamy razem. Jednak odmówili twierdząc, że idziemy z pewnością w przeciwną stronę. Po 20-30m natknęłyśmy się na drogowskaz wskazujący dojście do słynnej ściany.

Izrael (3) Old Jafa


Stara Jaffa stanowi obecnie dzielnicę miasta. Idąc jej bardzo wąskimi ulicami, wśród starych, nigdy nie remontowanych budynków odnosimy wrażenie przeniesienia w przeszłość. W samym centrum odbywa się jarmark staroci. Można na nim kupić wszystko, każdego dnia i o każdej porze, bowiem stragany rozłożone są na ulicach rozchodzących się we wszystkie kierunki. Wszelkiego rodzaju wyroby nowe, tkaniny, upominki, starocie oraz endemity archeologiczne, wszystko oryginalne. W Izraelu jest tyle pozostałości archeologicznych znajdowanych w trakcie prowadzenia różnych prac, że jego mieszkańcy nie muszą niczego podrabiać.Dla koneserów – nie lada gratka. Największą naszą radością, kiedy spacerowałyśmy po tym bardzo szczególnym miejscu był fakt, że wszystko przypominało nam scenerię ze starego kilkuodcinkowego filmu „Lody na patyku”. To niewiarygodne, ale odnosi się wrażenie, jakby było się na planie filmowym.
Izrael ogłosił jako stolicę państwa Jerozolimę, jednak ONZ nie uznaje tego faktu. Dlatego większość zagranicznych przedstawicielstw mieści się w Tel Awiwie. Do dzisiaj kwestia stolicy jest bardzo kontrowersyjna. Jak dotąd status prawnomiędzynarodowy stolicy nie został jeszcze uregulowany, pomimo że siedziba władz kraju mieści się w Jerozolimie. Jednak wszystkie węzły komunikacyjne są w Tel Awiwie, dlatego też między innymi właśnie tutaj czuje się jak w stolicy.

Izrael (2) Tel Awiw


Dawid Ben Gurion, którego imieniem nazwano port lotniczy w Tel Awiwie był pierwszym premierem w powstałym państwie Izraela. Urodzony w polskim mieście Płońsk w 1886 roku wyemigrował jako 23- letni młodzieniec do Palestyny, która wówczas była częścią Imperium Osmańskiego. 14 maja 1948 roku odczytał Deklarację Niepodległości, a tym samych ogłosił istnienie niepodległego państwa Izraela. Przez Izraelczyków uważany jest za „Ojca Narodu”. Jego udział wniesiony w budowę nowo utworzonego kraju był tak wielki, że największe międzynarodowe lotnisko w Izraelu nazwano jego imieniem. To nie jedyny Polak zasłużony sprawie tego państwa. Szimon Peres urodzony w 1923 roku w miejscowości Wiszniewo– stworzył izraelski przemysł zbrojeniowy, od 1984 roku był dwukrotnie premierem, a obecnie pełni rolę prezydenta Izraela.
Przy wyjściu pierwszą rzeczą jaka nas zachwyciłato menora - siedmioramienny kandelabr, znak Izraela wysokości ponad 2 metrów, zrobiony przez Salvadore'a Dali.
!!!! Menora do dziś pozostaje jednym z najstarszych symboli ludu Izraelskiego, wg Biblii ma symbolizować krzew gorejący, który Mojżesz zobaczył na górze Synaj. Jak się potem okazało można miniaturowe takie arcydzieła kupić na aukcjach w cenie od 2.500 – 25000 USD.
Już idąc pasażami lotniska zauważyłyśmy, że wszystkie posadzki wyłożone są granitami, marmurami i innymi szlachetnymi materiałami. Ściany pokryte jasnym piaskowcem sprawiały wrażenie wielkości pomieszczeń przeznaczonych na obsługę lotniska. Wszędzie utrzymana nieskazitelna czystość.
Przed wejściem można wybrać taxi, którego ceny są dość korzystne, autobus, z których jednak żaden nie jedzie do Tel Awiwu , bowiem połączenia dotyczą tylko dłuższych tras, np. do Jerozolimy, Beer Shevy, czy Hajfy, albo pociąg. Ten ostatni odjeżdża regularnie co 20 minut i zatrzymuje się na czterech stacjach w mieście. W takiej sytuacji kupiłyśmy bilety, cena tylko 12 szekli /os i około 30 minut później stałyśmy już na dworcu Survicha. Zgłodniałyśmy, więc postanowiłyśmy skorzystać z tamtejszego „fast foodu” i kupiłyśmy sobie po hod dogu z rodzimą parówką. Zamówiłyśmy również kawę z mlekiem, której nie dostałyśmy, ponieważ.... nie można zgodnie z religią łączyć mięsa z mlekiem. Następnym razem musimy wszystko kupować oddzielnie!
Tel Awiw - „Wzgórze Wiosny” z hebrajskiego, drugie największe miasto w Izraelu, położone nad Morzem Śródziemnym założone zostało w 1909 roku na peryferiach starożytnego portu Jaffa.

Izrael (1) Powrót do historii



Luty 2010
Zawsze kierowało mną poczucie chęci realizacji marzeń. Kiedy byłam małą dziewczynką pomiędzy górnymi jedynkami miałam dość szeroką przerwę, która mnie niesamowicie martwiła. Wszyscy jednak wokół zawsze powtarzali „ona będzie podróżniczką”. Podróżować bardzo lubiłam, więc pociecha była nie lada z takich obietnic. Od początku samodzielnego życia wszystko toczyło się przekornie w stosunku do moich planów, nieprzerwanie zła passa spowalniała to co wydawało się łatwe do zdobycia. Każdorazowe powroty pozwalały robić kolejne plany i jednocześnie potęgowały wolę podróżowania. Niezależnie życie prywatne zmuszało mnie do odkładania marzeń na później, na później i jeszcze później.
W taki właśnie sposób strata czasu jest ogromna, prawie niemożliwa do nadrobienia zaległości. Ale przy wielkich staraniach.......?
Po powrocie z Włoch w 2009 roku, upojone wspaniałościami tego kraju wraz moją towarzyszką podróży postanowiłyśmy pojechać w lutym. Wybór miejsca pozostawiłam jej i takim sposobem pojechałyśmy do........ Izraela.
Izrael – kraj położony w Azji Zachodniej, wschodnim brzegu Morza Śródziemnego. Graniczy z Libanem, Syrią, Jordanią oraz Egiptem. Przylega do niego Autonomia Palestyńska, której zewnętrzne granice są kontrolowane przez władze izraelskie. Izrael jest kolebką trzech największych religii świata: chrześcijańskiej, muzułmańskiej i judaizmu. .Po powstaniu samodzielnego państwa Izrael nieustannie tkwi w konflikcie z wieloma ościennymi państwami oraz z ludnością Palestyńska. W zasadzie jest ciągle w gotowości do wojny, co widać na ulicach, w sklepach, w zasadzie we wszystkich miejscach publicznych. W czasie naszego tam pobytu Izrael był w stanie wojny z Palestyną. Jednak na brak bezpieczeństwa absolutnie narzekać nie można.
Współczesne państwo Izrael ma swoje korzenie w Ziemi Izraela, która przez 3000 lat zajmowała centralne miejsce w Judaizmie. To tutaj właśnie żyli Abraham, Izaak i Jakub. Zgodnie z księgami Tory ziemia ta była obiecana przez Boga Żydom jako ich ojczyzna.
Zarówno kraj jak i ludzie oraz ich tradycje jest bezwzględnie wspaniały. Jestem przekonana, że pomimo braku czasu na zobaczenie wszystkiego, tego co według innych warto i nie warto zobaczyć, a także poznanie dogłębnie tamtejszej kultury i tradycji jest bezwarunkowym powodem, dla którego muszę tam wrócić.
Tel Awiw-Jafa
Przelot wybrałyśmy z Londynu liniami Easy Jet, to najkorzystniejsza opcja jaką można było znaleźć do Tel Awiwu. Już na lotnisku Luton spotkałyśmy ortodoksyjnych Żydów, co pozwoliło nam dotrzeć do odprawy bez sprawdzania numeru bramki. Na pokładzie samolotu było kilka osób lecących w celu odwiedzin bądź turystycznie, poza tym wszyscy – to obywatele Izraela w ich tradycyjnych strojach. Tel Awiw miałyśmy okazje oglądać wieczorem z pokładu samolotu , który okrążył kilka razy miasto w oczekiwaniu na pozwolenie lądowania. Odprawa na lotnisku im. Bena Guriona wbrew temu co wcześniej nam opowiadano była krótka i bez zbędnych formalności, otrzymałyśmy pieczątki wjazdowe. Nikt nie poinformował nas o możliwości wypełnienia formularza, aby nie wbijano nam pieczątek do paszportów,bowiem z godnie z naszą wiedzą wjazd do Libanu bądź Syrii może być utrudniony w przyszłości .

czwartek, 9 września 2010

Mieszkańcy Indii (1)



Czytając ostatnio opracowanie naukowe zatytułowane Islam Pani Agaty Skowron-Nalborczyk spotkałam się po raz pierwszy ze sformułowaniem jako Indusi dla rdzennej ludności Indii. Generalnie zawsze wszelkie teksty były pisane przy użyciu nazwy Hindusi. W takiej sytuacji, nie chcąc podważyć autorytetu profesjonalistów postanowiłam sprawdzić pochodzenie i właściwość nazwy dla mieszkańca Półwyspu Indyjskiego.
Indus to najdłuższa, licząca 3180 km rzeka subkontynentu indyjskiego. Ma ona swoje źródło przy granicy z Tybetem, dalej przepływa przez Indie jakkolwiek, w przeważającej części przez Pakistan zmieniając kierunek o 90 stopni na południe w kierunku Karachi, wpadając do Morza Arabskiego. Pierwszą cywilizację cztery tysiąclecia temu założono właśnie w dolinie rzeki Indus. Tam właśnie osadzili się pierwsi mieszkańcy, zakładając swoje wspólnoty i tam właśnie dali początek powstaniu siódmego największego państwa na świecie. W zasadzie możnaby przyjąć, że Indie i Indusi to pochodna od Indus. Ale idąc tą drogą możemy używać tej nazwy wyłącznie dla mieszkańców obecnego Pakistanu, dla mieszkańców Indii mogliśmy ją używać w takiej sytuacji do 1947 roku. Z uwagi na panującą religię prawdopodobnie większość używa nazwy Hindusi, którzy to zamieszkują tylko tereny Indii. W taki sposób powracamy do punktu wyjścia, który był początkiem moich spekulacji czysto teoretycznych.

niedziela, 8 sierpnia 2010

Fantazja Bisławy / kulinaria


Potrawa bardzo szybka w przygotowania, podawana dla niezapowiedzianych gości:
1) 1 kg zmielonej polędwicy wołowej podsmażony z dodatkiem 1 łyżeczki oleju palmowego lub oliwy z oliwek i fasolką czerwoną. Przyprawy: papryka słodka, kolendra, jałowiec,rozmaryn,chili, sól i pieprz.
2) Cebula, pomidor, czerwona papryka skrojone w drobne kwadraty, w ilości dowolnej
3) 1 jogurt naturalny z dodatkiem czosnku, soli i świeżego ogórka
Chleb rozkroić i zapiec w tosterze, przełożyć warstwę smażonego mięsa, dalej warstwę zmieszanych warzyw, polać sosem czosnkowym.
Smacznego życzy Bisława

Fantazja cebulowa / kulinaria


Generalnie nie zajmuję się gotowaniem, ani tym bardziej wymyślaniem przepisów. Jednak od czasu do czasu...
1kg piersi z kurczaka lub indyka w całości
3 skrojone w całości cebule
kminek, posiekana natka pietruszki, 1 starta drobno marchewka, kolendra, sól, pieprz
2 gęste śmietany
Wszystko poukładać warstwami j.w. i wstawić do piekarnika, po 40 minutach posypać startym żółtym serem. Zapiec kilka minut. Podawać dowolne przystawki.
Polecam - jest wyśmienite.

wtorek, 27 lipca 2010

Polskie Radio Londyn


Życie w Londynie pewnie jest dla ludzi dość nudne, szczególnie dla tych których zainteresowania i hobby jeszcze nie są klarowne. Pomijamy tych, którzy spędzają większość doby w pracy i tych, których interesują tyko wyjścia do pubów. Egzystencja. Praca – dom – praca, do tego często w weekendy. Wyjazd poza miasto to zbyt wielki wysiłek psychiczny i fizyczny. Tak latka się kręcą, życie się toczy, a my pozostajemy ciągle młodzi, tylko siły i chęci nas opuszczają.
W ten właśnie sposób nagle jednego dnia pojawia się Polskie Radio Londyn, nadawaneg tylko cyfrowo, to dość zgubne, ale.... Stacja nie bardzo przyciągająca uwagę, zarówno stylem jak I programem. Kiedy pierwszy raz włączyłąm tę stację w pracy – poczułam się jak w ojczyźnie – swojsko. Każdego rana zaczynam dzień w pracy o przełączania kanału i oczekiwania przede wszystkim na wiadomości. Nie wspomnę o dobrej muzyce, czy nawet programach publicystycznych. Tu spotyka mnie wielkie rozczarowanie. Prowadzący program mimo miłego głosu niczym nie przyciąga. Muzyka – powtarzana jak na innych kanałach: BBC, Capital, Heart, Magic etc. Powtarzające się kawałki jednego sezonu. Nie liczmy na muzykę polską, klasykę polskiego POP-u. O takich rarytasach można tylko pomarzyć. Wiadomości, jak sądzę, to dla Polaków bardzo ważna sprawa, chłonni wiedzy o kraju i świecie czekają na możliwie największą ich dawkę, a tu niespodzianka – kilka zdań, w tym informacja o chłopcu, który to spadł z któregoś tam piętra, ale się nie zabił, itp.
Otwieram oficjalną stronę PRL i co widzę – tekst reklamujący ową stację.

“ PRL24 to pierwsze w Londynie polskie radio z prawdziwego zdarzenia.”
To nie jest radio z prawdziwego zdarzenia tylko po prostu polskie radio!

“Stawiamy na dobrą muzykę i dobrą rozrywkę”
Nie wiem na co stawiają, ale na pewno muzyki nie puszczają, a rozrywką to chyba jest smażenie jajek na bekonie?

“ Bawimy słuchacza, zaskakujemy go niekonwencjonalnymi konkursami, wciągamy do interakcji. Serwujemy poważną dawkę niepoważnych zagrań”
Z pewnością zaskakują słuchacza, serwując poważną dawkę niepoważnych zagrań!

“ Stawiamy na rzetelną informację.(...) Jesteśmy blisko Jesteśmy politycznie niepoprawni. Nie boimy się oceniać i krytykować.”
Tak – to mogłoby być prawdą, tylko nie podają czasu kiedy można tego posłuchać...

“ Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji może nas tylko słuchać. PRL24 to dobra rozrywka i rzetelna informacja. Bez cenzury.”
Rzeczywiście to słyszę kilkakrotnie w ciągu godziny. Tylko nie rozumiem po co w to wciągać Krajową (polską) Radę Radiofonii i Telewizji? Przecież taka rada jest w każdym kraju, a rzetelność musi iść w parze z prawem. To ostatnie jest doskonałą cenzurą. Nie sądzę, aby było się czym chwalić!

Jeden przerywnik zapożyczony z filmu “Miś” jest dobry, ale to nie zasługa PRL tylko przypadkowa zgodność.

“Nie ma takiego miasta jak Londyn. Jest Lądek, Lądek Zdrój...”
“To miasto w Anglii”
“No to co mi pan nic nie mówi, to ja muszę przecież iść i poszukać.”

Szkoda stacji – mogłoby być tak fajnie!!

wtorek, 20 lipca 2010

The best way to London


Tak się składa, że od kilku lat my Bydgoszczanie mamy możliwość podróżowania drogą powietrzną bezpośrednio z naszgo rodzinnego miasta do Londynu – stolicy finansów i show busines'u. Prawdą jest, iż nie mamy wyboru przewoźnika, pozostaje nam więc słynna europejska tania (?) linia Ryanair. Czytam właśnie nowy artykuł “ Samolotem na stojąco za 5 funtów. Tanie linie lotnicze R........ wpadły na kolejny kontrowersyjny pomysł. Tym razem irlandzki przewoźnik chce w swoich 250 samolotach oprócz miejsc siedzących, sprzedawać bilety na miejsca stojące.” (przypis) To oczywiście idzie w parze z płatnymi toaletami – które zostaną w części po prostu zlikwidowane. Mieliśmy już różne szczyty: szczyt wyobraźni, szczyt głupoty, szczyt odwagi, ale teraz mamy szczyt pomysłu!
Równą godzinę przed odlotem docieram do Portu Lotniczego w Bydgoszczy. Sala przylotów i odlotów mieści się w niewielkim budynku obsługującym wszystkich pasażerów korzystających z usług lotniczych głównie przewoźnika (patrz j.w.), który zachowuje się jakby miał wyłączność i każe sobie płacić za przywilej korzystania z naszego lotniska. Nieszanujący się PLB zatrudnia obsługę, która to wpadła w samozachwyt, a swoich klientów uważa za intruzów. Chociaż nie ma ich wielu! Wszystko tutaj stoi na głowie. Nasze lotnisko wraz z tanią linią j.w stanowi przykład biblijnego miasta Sodoma.
Obsługa portu nie okazuje nikomu szacunku – sobie również. Reżim panujący w liniach R. zawładnął personelem naszego lotniska, jest zaraźliwy i rozprzestrzenia się jak dżuma. Nie będziemy debatować na temat linii R, bowiem robią to wszystkie lepsze i gorsze brukowce w Europie.
Zjawisko wyjątkowe to obsługa serwisowa klientów. Vis a vis wejścia są trzy stanowiska oddawania bagażu, przy każdym widzę po dwie osoby. Siedzą tak sobie wesołą gromadką podjadając cukierki, chipsy i inne smakołyki. Czas spędzają na miłych pogawędkach i żartach, a tych ostatnich mnoży się i mnoży, podmiotem są bowiem....... sfrustrowani i zawiedzeni klienci włączając pasażerów lotów. Tak, więc punkt widokowy jest fantastyczny, a spędzanie czasu dość urozmaicone. Oczywiście tu nie ma klientów, bagaż kosztuje więcej niż niejednokrotnie lot, stąd prawie każdy korzysta tylko z bagażu podręcznego. Z głośników cały czas rozbrzmiewa rygorystyczne : Pasażerów informujemy, że bagaż zgodnie z regulaminem Ryanair powinien nie przekraczać......itd. Oczywiście zapowiedzi innych nie ma, bo cóż mogłoby zaniepokoić jeszcze nasze skromne i spokojne rodzime lotnisko.
Po prawej stronie kolejka z chwili na chwilę coraz dłuższa. To czekająca odprawa. Nie można specjalnie odczuć jakiegoś jej zmniejszenia. W końcu po długim czasie oczekiwania przypominającego stanie w kolejce po kawę, czy inną żywność w czasach niedalekiej historii, dochodzę do jej początku i tutaj – wielkie rozczarowanie. Ważę moją walizkę, ciężar przekracza dwa kg, ups, zaczynamy przekładanie bielizna, książki, ładowarki, aparaty fotograficzne, mamy trzy takie bagaże dziesięciokilowe . Kolejne ważenie – mój bagaż ma dziesięć kilogramów i dziesięć dekagramów. Czekam na mamę, bagaż jest lekki, ale nie pan z obsługi stojący przy wadze i wyglądający jak kapo każe schować torebkę do środka i mamy dwadzieścia dekagramów za dużo. (Torebka około 20cmx15cm, płaska). Znowu przekładanie bielizna, książki itd. Podnoszę głowę – wzrok lojalnego pracownika jest ostry – za dużo krzyczy. Ludzie czekają w kolejce. W końcu kiedy nie możemy dopasować wagi (trzy bagaże na jednym bilecie) podchodzi do mnie starsza pani - “w mojej torbie jest tylko cztery kilo, da pani coś do mnie, oddam jak przejdziemy. On – wskazuje głową na młodego człowieka pilnującego z całą stanowczością regulaminu R. - zachowuje się jak ze służb specjalnych”. Dziękuję – odpowiadam z uśmiechem, po czym przepakowywuję kilka książek do torby mojej wybawczyni. Oddaje mi je po 5 minutach, kiedy oczekujemy na przylot samolotu. Omijamy więc pana o niesympatycznym wyrazie twarzy, z odpychającą arogancją. Uff!
“Zgodnie z regulaminem jest 20 dkg za dużo” słyszymy z tyłu, odwracam głowę. Starsza pani pochyla się wolno nad swoją torbą i wyjmuje dwa czasopisma. Podnosi się trzymając za bolący krzyż. Przechodzi kobicina dalej trzymaj,ac gazety w ręku. Drwina nie znika z twarzy personelu.
Podchodzimy do okienka odprawy paszportowej, gdzie pani o miłej aparycji, w mundurze sprawdza z uśmiechem na twarzy nasze dokumenty i kiwa głową, czego to się człowiek nie naogląda. Polak Polakowi wrogiem – to między innymi jedna z przyczyn dlaczego tak się o nas mówi na świecie. Z historii już się uczyliśmy jacy jesteśmy dla siebie. Zofia Nałkowska pisała: “Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Czyż cały czas nie jest to aktualne?
Korzystałąm z Ryanair'a wiele razy, lotnisko w Mediolanie ludzie pędzą z ….bagażem podręcznym, jednym, drugim, do tego torba z komputerem, aparatem, reklamówka z jedzeniem itd. Waga...? Nikt nie zwraca uwagi. Przepisy przepisami a Włosi Włochami. Cała Europa – wszędzie tak samo, tylko nie w Polsce – trudno: do takowych niewygód przyzwyczajamy się od dzieciństwa. Sama się dziwię, że narzekam. W drodze powrotnej nie ma wagi na lotnisku Standsted, wszyscy są uprzejmi, przechodzę I słyszę “miłego dnia” lub “ miłej podróży, zapraszamy”
Samolot jest, autobusy przywożą pasażerów, przybłych do Bydgoszczy. Kontrola i przechodzimy do autobusu. Obsługa, ci sami ludzie, no cóż dla paru lotów w tygodniu nie można zatrudnić więcej osób , z całą pewnością jest ich nadmiar, ubrani w uniformy. Uniform, czyli ubranie służbowe, skromne, reprezentujące firmę, na lotnisku w Bydgoszczy wygląda następująco: t-shirt w kropki, paski, z obrazkiem, bez znaczenia, dalej krótkie spodenki przeznaczone na safari, bądź sportowe plus obuwie sportowe, mogą być firmy Adidas – to przywilej “lepszych”. O ułożeniu włosów – nie wspomnę.
Najpierw przechodzą osoby z tak zwanym biletem priorytetowym, za odpowiednią opłatą oczywiście . W dalszej kolejności wsiadają do autobusu kolejni pasażerowie. Jedziemy ok 300 metrów i jesteśmy pod drzwiami samolotu. Ci co wsiedli ostatni – wysiadają pirwsi I zajmują jako tacy miejsca itd. Ostatni będą pierwszymi! Cóż z dopłaty do biletu? Nikt jej nie zwraca.
Tak zadowoleni z miejsc przy oknie opuszczamy nasze kochane miasto Bydgoszcz oraz Port Lotniczy z niesmakiem i nadzieją, że do czasu powrotu zmienią się władze, kierownictwo, obsługa i regulaminy!

(wykorzystano mat.Cooltura – tygodnik polski w Londynie nr 28 z 10.07.2010)