wtorek, 27 lipca 2010

Polskie Radio Londyn


Życie w Londynie pewnie jest dla ludzi dość nudne, szczególnie dla tych których zainteresowania i hobby jeszcze nie są klarowne. Pomijamy tych, którzy spędzają większość doby w pracy i tych, których interesują tyko wyjścia do pubów. Egzystencja. Praca – dom – praca, do tego często w weekendy. Wyjazd poza miasto to zbyt wielki wysiłek psychiczny i fizyczny. Tak latka się kręcą, życie się toczy, a my pozostajemy ciągle młodzi, tylko siły i chęci nas opuszczają.
W ten właśnie sposób nagle jednego dnia pojawia się Polskie Radio Londyn, nadawaneg tylko cyfrowo, to dość zgubne, ale.... Stacja nie bardzo przyciągająca uwagę, zarówno stylem jak I programem. Kiedy pierwszy raz włączyłąm tę stację w pracy – poczułam się jak w ojczyźnie – swojsko. Każdego rana zaczynam dzień w pracy o przełączania kanału i oczekiwania przede wszystkim na wiadomości. Nie wspomnę o dobrej muzyce, czy nawet programach publicystycznych. Tu spotyka mnie wielkie rozczarowanie. Prowadzący program mimo miłego głosu niczym nie przyciąga. Muzyka – powtarzana jak na innych kanałach: BBC, Capital, Heart, Magic etc. Powtarzające się kawałki jednego sezonu. Nie liczmy na muzykę polską, klasykę polskiego POP-u. O takich rarytasach można tylko pomarzyć. Wiadomości, jak sądzę, to dla Polaków bardzo ważna sprawa, chłonni wiedzy o kraju i świecie czekają na możliwie największą ich dawkę, a tu niespodzianka – kilka zdań, w tym informacja o chłopcu, który to spadł z któregoś tam piętra, ale się nie zabił, itp.
Otwieram oficjalną stronę PRL i co widzę – tekst reklamujący ową stację.

“ PRL24 to pierwsze w Londynie polskie radio z prawdziwego zdarzenia.”
To nie jest radio z prawdziwego zdarzenia tylko po prostu polskie radio!

“Stawiamy na dobrą muzykę i dobrą rozrywkę”
Nie wiem na co stawiają, ale na pewno muzyki nie puszczają, a rozrywką to chyba jest smażenie jajek na bekonie?

“ Bawimy słuchacza, zaskakujemy go niekonwencjonalnymi konkursami, wciągamy do interakcji. Serwujemy poważną dawkę niepoważnych zagrań”
Z pewnością zaskakują słuchacza, serwując poważną dawkę niepoważnych zagrań!

“ Stawiamy na rzetelną informację.(...) Jesteśmy blisko Jesteśmy politycznie niepoprawni. Nie boimy się oceniać i krytykować.”
Tak – to mogłoby być prawdą, tylko nie podają czasu kiedy można tego posłuchać...

“ Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji może nas tylko słuchać. PRL24 to dobra rozrywka i rzetelna informacja. Bez cenzury.”
Rzeczywiście to słyszę kilkakrotnie w ciągu godziny. Tylko nie rozumiem po co w to wciągać Krajową (polską) Radę Radiofonii i Telewizji? Przecież taka rada jest w każdym kraju, a rzetelność musi iść w parze z prawem. To ostatnie jest doskonałą cenzurą. Nie sądzę, aby było się czym chwalić!

Jeden przerywnik zapożyczony z filmu “Miś” jest dobry, ale to nie zasługa PRL tylko przypadkowa zgodność.

“Nie ma takiego miasta jak Londyn. Jest Lądek, Lądek Zdrój...”
“To miasto w Anglii”
“No to co mi pan nic nie mówi, to ja muszę przecież iść i poszukać.”

Szkoda stacji – mogłoby być tak fajnie!!

wtorek, 20 lipca 2010

The best way to London


Tak się składa, że od kilku lat my Bydgoszczanie mamy możliwość podróżowania drogą powietrzną bezpośrednio z naszgo rodzinnego miasta do Londynu – stolicy finansów i show busines'u. Prawdą jest, iż nie mamy wyboru przewoźnika, pozostaje nam więc słynna europejska tania (?) linia Ryanair. Czytam właśnie nowy artykuł “ Samolotem na stojąco za 5 funtów. Tanie linie lotnicze R........ wpadły na kolejny kontrowersyjny pomysł. Tym razem irlandzki przewoźnik chce w swoich 250 samolotach oprócz miejsc siedzących, sprzedawać bilety na miejsca stojące.” (przypis) To oczywiście idzie w parze z płatnymi toaletami – które zostaną w części po prostu zlikwidowane. Mieliśmy już różne szczyty: szczyt wyobraźni, szczyt głupoty, szczyt odwagi, ale teraz mamy szczyt pomysłu!
Równą godzinę przed odlotem docieram do Portu Lotniczego w Bydgoszczy. Sala przylotów i odlotów mieści się w niewielkim budynku obsługującym wszystkich pasażerów korzystających z usług lotniczych głównie przewoźnika (patrz j.w.), który zachowuje się jakby miał wyłączność i każe sobie płacić za przywilej korzystania z naszego lotniska. Nieszanujący się PLB zatrudnia obsługę, która to wpadła w samozachwyt, a swoich klientów uważa za intruzów. Chociaż nie ma ich wielu! Wszystko tutaj stoi na głowie. Nasze lotnisko wraz z tanią linią j.w stanowi przykład biblijnego miasta Sodoma.
Obsługa portu nie okazuje nikomu szacunku – sobie również. Reżim panujący w liniach R. zawładnął personelem naszego lotniska, jest zaraźliwy i rozprzestrzenia się jak dżuma. Nie będziemy debatować na temat linii R, bowiem robią to wszystkie lepsze i gorsze brukowce w Europie.
Zjawisko wyjątkowe to obsługa serwisowa klientów. Vis a vis wejścia są trzy stanowiska oddawania bagażu, przy każdym widzę po dwie osoby. Siedzą tak sobie wesołą gromadką podjadając cukierki, chipsy i inne smakołyki. Czas spędzają na miłych pogawędkach i żartach, a tych ostatnich mnoży się i mnoży, podmiotem są bowiem....... sfrustrowani i zawiedzeni klienci włączając pasażerów lotów. Tak, więc punkt widokowy jest fantastyczny, a spędzanie czasu dość urozmaicone. Oczywiście tu nie ma klientów, bagaż kosztuje więcej niż niejednokrotnie lot, stąd prawie każdy korzysta tylko z bagażu podręcznego. Z głośników cały czas rozbrzmiewa rygorystyczne : Pasażerów informujemy, że bagaż zgodnie z regulaminem Ryanair powinien nie przekraczać......itd. Oczywiście zapowiedzi innych nie ma, bo cóż mogłoby zaniepokoić jeszcze nasze skromne i spokojne rodzime lotnisko.
Po prawej stronie kolejka z chwili na chwilę coraz dłuższa. To czekająca odprawa. Nie można specjalnie odczuć jakiegoś jej zmniejszenia. W końcu po długim czasie oczekiwania przypominającego stanie w kolejce po kawę, czy inną żywność w czasach niedalekiej historii, dochodzę do jej początku i tutaj – wielkie rozczarowanie. Ważę moją walizkę, ciężar przekracza dwa kg, ups, zaczynamy przekładanie bielizna, książki, ładowarki, aparaty fotograficzne, mamy trzy takie bagaże dziesięciokilowe . Kolejne ważenie – mój bagaż ma dziesięć kilogramów i dziesięć dekagramów. Czekam na mamę, bagaż jest lekki, ale nie pan z obsługi stojący przy wadze i wyglądający jak kapo każe schować torebkę do środka i mamy dwadzieścia dekagramów za dużo. (Torebka około 20cmx15cm, płaska). Znowu przekładanie bielizna, książki itd. Podnoszę głowę – wzrok lojalnego pracownika jest ostry – za dużo krzyczy. Ludzie czekają w kolejce. W końcu kiedy nie możemy dopasować wagi (trzy bagaże na jednym bilecie) podchodzi do mnie starsza pani - “w mojej torbie jest tylko cztery kilo, da pani coś do mnie, oddam jak przejdziemy. On – wskazuje głową na młodego człowieka pilnującego z całą stanowczością regulaminu R. - zachowuje się jak ze służb specjalnych”. Dziękuję – odpowiadam z uśmiechem, po czym przepakowywuję kilka książek do torby mojej wybawczyni. Oddaje mi je po 5 minutach, kiedy oczekujemy na przylot samolotu. Omijamy więc pana o niesympatycznym wyrazie twarzy, z odpychającą arogancją. Uff!
“Zgodnie z regulaminem jest 20 dkg za dużo” słyszymy z tyłu, odwracam głowę. Starsza pani pochyla się wolno nad swoją torbą i wyjmuje dwa czasopisma. Podnosi się trzymając za bolący krzyż. Przechodzi kobicina dalej trzymaj,ac gazety w ręku. Drwina nie znika z twarzy personelu.
Podchodzimy do okienka odprawy paszportowej, gdzie pani o miłej aparycji, w mundurze sprawdza z uśmiechem na twarzy nasze dokumenty i kiwa głową, czego to się człowiek nie naogląda. Polak Polakowi wrogiem – to między innymi jedna z przyczyn dlaczego tak się o nas mówi na świecie. Z historii już się uczyliśmy jacy jesteśmy dla siebie. Zofia Nałkowska pisała: “Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Czyż cały czas nie jest to aktualne?
Korzystałąm z Ryanair'a wiele razy, lotnisko w Mediolanie ludzie pędzą z ….bagażem podręcznym, jednym, drugim, do tego torba z komputerem, aparatem, reklamówka z jedzeniem itd. Waga...? Nikt nie zwraca uwagi. Przepisy przepisami a Włosi Włochami. Cała Europa – wszędzie tak samo, tylko nie w Polsce – trudno: do takowych niewygód przyzwyczajamy się od dzieciństwa. Sama się dziwię, że narzekam. W drodze powrotnej nie ma wagi na lotnisku Standsted, wszyscy są uprzejmi, przechodzę I słyszę “miłego dnia” lub “ miłej podróży, zapraszamy”
Samolot jest, autobusy przywożą pasażerów, przybłych do Bydgoszczy. Kontrola i przechodzimy do autobusu. Obsługa, ci sami ludzie, no cóż dla paru lotów w tygodniu nie można zatrudnić więcej osób , z całą pewnością jest ich nadmiar, ubrani w uniformy. Uniform, czyli ubranie służbowe, skromne, reprezentujące firmę, na lotnisku w Bydgoszczy wygląda następująco: t-shirt w kropki, paski, z obrazkiem, bez znaczenia, dalej krótkie spodenki przeznaczone na safari, bądź sportowe plus obuwie sportowe, mogą być firmy Adidas – to przywilej “lepszych”. O ułożeniu włosów – nie wspomnę.
Najpierw przechodzą osoby z tak zwanym biletem priorytetowym, za odpowiednią opłatą oczywiście . W dalszej kolejności wsiadają do autobusu kolejni pasażerowie. Jedziemy ok 300 metrów i jesteśmy pod drzwiami samolotu. Ci co wsiedli ostatni – wysiadają pirwsi I zajmują jako tacy miejsca itd. Ostatni będą pierwszymi! Cóż z dopłaty do biletu? Nikt jej nie zwraca.
Tak zadowoleni z miejsc przy oknie opuszczamy nasze kochane miasto Bydgoszcz oraz Port Lotniczy z niesmakiem i nadzieją, że do czasu powrotu zmienią się władze, kierownictwo, obsługa i regulaminy!

(wykorzystano mat.Cooltura – tygodnik polski w Londynie nr 28 z 10.07.2010)