Od kwietnia ukaże się na rynku prasowym czasopismo "Dookoła Świata". Z pewnością będzie zachęcała tematyką podróżniczą i świetnymi zdjęciami. Można podglądać prace przygotowawcze na www.dookolaswiata24.pl
wtorek, 20 lipca 2010
The best way to London
Tak się składa, że od kilku lat my Bydgoszczanie mamy możliwość podróżowania drogą powietrzną bezpośrednio z naszgo rodzinnego miasta do Londynu – stolicy finansów i show busines'u. Prawdą jest, iż nie mamy wyboru przewoźnika, pozostaje nam więc słynna europejska tania (?) linia Ryanair. Czytam właśnie nowy artykuł “ Samolotem na stojąco za 5 funtów. Tanie linie lotnicze R........ wpadły na kolejny kontrowersyjny pomysł. Tym razem irlandzki przewoźnik chce w swoich 250 samolotach oprócz miejsc siedzących, sprzedawać bilety na miejsca stojące.” (przypis) To oczywiście idzie w parze z płatnymi toaletami – które zostaną w części po prostu zlikwidowane. Mieliśmy już różne szczyty: szczyt wyobraźni, szczyt głupoty, szczyt odwagi, ale teraz mamy szczyt pomysłu!
Równą godzinę przed odlotem docieram do Portu Lotniczego w Bydgoszczy. Sala przylotów i odlotów mieści się w niewielkim budynku obsługującym wszystkich pasażerów korzystających z usług lotniczych głównie przewoźnika (patrz j.w.), który zachowuje się jakby miał wyłączność i każe sobie płacić za przywilej korzystania z naszego lotniska. Nieszanujący się PLB zatrudnia obsługę, która to wpadła w samozachwyt, a swoich klientów uważa za intruzów. Chociaż nie ma ich wielu! Wszystko tutaj stoi na głowie. Nasze lotnisko wraz z tanią linią j.w stanowi przykład biblijnego miasta Sodoma.
Obsługa portu nie okazuje nikomu szacunku – sobie również. Reżim panujący w liniach R. zawładnął personelem naszego lotniska, jest zaraźliwy i rozprzestrzenia się jak dżuma. Nie będziemy debatować na temat linii R, bowiem robią to wszystkie lepsze i gorsze brukowce w Europie.
Zjawisko wyjątkowe to obsługa serwisowa klientów. Vis a vis wejścia są trzy stanowiska oddawania bagażu, przy każdym widzę po dwie osoby. Siedzą tak sobie wesołą gromadką podjadając cukierki, chipsy i inne smakołyki. Czas spędzają na miłych pogawędkach i żartach, a tych ostatnich mnoży się i mnoży, podmiotem są bowiem....... sfrustrowani i zawiedzeni klienci włączając pasażerów lotów. Tak, więc punkt widokowy jest fantastyczny, a spędzanie czasu dość urozmaicone. Oczywiście tu nie ma klientów, bagaż kosztuje więcej niż niejednokrotnie lot, stąd prawie każdy korzysta tylko z bagażu podręcznego. Z głośników cały czas rozbrzmiewa rygorystyczne : Pasażerów informujemy, że bagaż zgodnie z regulaminem Ryanair powinien nie przekraczać......itd. Oczywiście zapowiedzi innych nie ma, bo cóż mogłoby zaniepokoić jeszcze nasze skromne i spokojne rodzime lotnisko.
Po prawej stronie kolejka z chwili na chwilę coraz dłuższa. To czekająca odprawa. Nie można specjalnie odczuć jakiegoś jej zmniejszenia. W końcu po długim czasie oczekiwania przypominającego stanie w kolejce po kawę, czy inną żywność w czasach niedalekiej historii, dochodzę do jej początku i tutaj – wielkie rozczarowanie. Ważę moją walizkę, ciężar przekracza dwa kg, ups, zaczynamy przekładanie bielizna, książki, ładowarki, aparaty fotograficzne, mamy trzy takie bagaże dziesięciokilowe . Kolejne ważenie – mój bagaż ma dziesięć kilogramów i dziesięć dekagramów. Czekam na mamę, bagaż jest lekki, ale nie pan z obsługi stojący przy wadze i wyglądający jak kapo każe schować torebkę do środka i mamy dwadzieścia dekagramów za dużo. (Torebka około 20cmx15cm, płaska). Znowu przekładanie bielizna, książki itd. Podnoszę głowę – wzrok lojalnego pracownika jest ostry – za dużo krzyczy. Ludzie czekają w kolejce. W końcu kiedy nie możemy dopasować wagi (trzy bagaże na jednym bilecie) podchodzi do mnie starsza pani - “w mojej torbie jest tylko cztery kilo, da pani coś do mnie, oddam jak przejdziemy. On – wskazuje głową na młodego człowieka pilnującego z całą stanowczością regulaminu R. - zachowuje się jak ze służb specjalnych”. Dziękuję – odpowiadam z uśmiechem, po czym przepakowywuję kilka książek do torby mojej wybawczyni. Oddaje mi je po 5 minutach, kiedy oczekujemy na przylot samolotu. Omijamy więc pana o niesympatycznym wyrazie twarzy, z odpychającą arogancją. Uff!
“Zgodnie z regulaminem jest 20 dkg za dużo” słyszymy z tyłu, odwracam głowę. Starsza pani pochyla się wolno nad swoją torbą i wyjmuje dwa czasopisma. Podnosi się trzymając za bolący krzyż. Przechodzi kobicina dalej trzymaj,ac gazety w ręku. Drwina nie znika z twarzy personelu.
Podchodzimy do okienka odprawy paszportowej, gdzie pani o miłej aparycji, w mundurze sprawdza z uśmiechem na twarzy nasze dokumenty i kiwa głową, czego to się człowiek nie naogląda. Polak Polakowi wrogiem – to między innymi jedna z przyczyn dlaczego tak się o nas mówi na świecie. Z historii już się uczyliśmy jacy jesteśmy dla siebie. Zofia Nałkowska pisała: “Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Czyż cały czas nie jest to aktualne?
Korzystałąm z Ryanair'a wiele razy, lotnisko w Mediolanie ludzie pędzą z ….bagażem podręcznym, jednym, drugim, do tego torba z komputerem, aparatem, reklamówka z jedzeniem itd. Waga...? Nikt nie zwraca uwagi. Przepisy przepisami a Włosi Włochami. Cała Europa – wszędzie tak samo, tylko nie w Polsce – trudno: do takowych niewygód przyzwyczajamy się od dzieciństwa. Sama się dziwię, że narzekam. W drodze powrotnej nie ma wagi na lotnisku Standsted, wszyscy są uprzejmi, przechodzę I słyszę “miłego dnia” lub “ miłej podróży, zapraszamy”
Samolot jest, autobusy przywożą pasażerów, przybłych do Bydgoszczy. Kontrola i przechodzimy do autobusu. Obsługa, ci sami ludzie, no cóż dla paru lotów w tygodniu nie można zatrudnić więcej osób , z całą pewnością jest ich nadmiar, ubrani w uniformy. Uniform, czyli ubranie służbowe, skromne, reprezentujące firmę, na lotnisku w Bydgoszczy wygląda następująco: t-shirt w kropki, paski, z obrazkiem, bez znaczenia, dalej krótkie spodenki przeznaczone na safari, bądź sportowe plus obuwie sportowe, mogą być firmy Adidas – to przywilej “lepszych”. O ułożeniu włosów – nie wspomnę.
Najpierw przechodzą osoby z tak zwanym biletem priorytetowym, za odpowiednią opłatą oczywiście . W dalszej kolejności wsiadają do autobusu kolejni pasażerowie. Jedziemy ok 300 metrów i jesteśmy pod drzwiami samolotu. Ci co wsiedli ostatni – wysiadają pirwsi I zajmują jako tacy miejsca itd. Ostatni będą pierwszymi! Cóż z dopłaty do biletu? Nikt jej nie zwraca.
Tak zadowoleni z miejsc przy oknie opuszczamy nasze kochane miasto Bydgoszcz oraz Port Lotniczy z niesmakiem i nadzieją, że do czasu powrotu zmienią się władze, kierownictwo, obsługa i regulaminy!
(wykorzystano mat.Cooltura – tygodnik polski w Londynie nr 28 z 10.07.2010)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz